Warning: session_start(): Cannot send session cookie - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/index.php:4) in /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/libraries/joomla/session/session.php on line 537

Warning: session_start(): Cannot send session cache limiter - headers already sent (output started at /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/index.php:4) in /home/klient.dhosting.pl/tczew/www/www_stare_strony/_biegajacy_tczew/libraries/joomla/session/session.php on line 537
[relacja] 3 Maraton Nadwiślański Szlakiem Doliny Dolnej Wisły 27.10.2019

[relacja] 3 Maraton Nadwiślański Szlakiem Doliny Dolnej Wisły 27.10.2019

  • Drukuj

3. Maraton Nadwiślański Szlakiem Doliny Dolnej Wisły,
27.10.2019 Tczew - Wielkie Walichnowy - Tczew,
"Oczywiście wiało, oczywiście w twarz"
PS_jeszcze dwa i koronacja
=====
Od razu muszę się do czegoś przyznać, z goryczą:
tak naprawdę to nie lubimy się z MARATONEM, niestety.
A znamy się już kilka lat, mieliśmy kilkanaście poważnych spotkań. Powinno być dobrze. Powinno.
Wszystkiego próbowałem, żeby mu się przypodobać. Starannie i wytrwale się przygotowuję, ciągle douczam, wyciągam wnioski z porażek, czytam, nawet pisuję o nim czasami, popularyzuję, wychwalam.
Mimo to - no nie idzie się polubić.
Źle mnie traktuje, poniewiera mną, tłamsi, wysysa wszystkie siły, ciągle stawia przede mną jakieś ściany...

Ale szacunek mam dla niego ogromny.
Szczególną estymą darzę TCZEWSKI maraton - w końcu jest nasz, kociewski taki. Jest do tego pod wieloma względami wyjątkowy.


Ciągle jestem pod wrażeniem tego, że dwa lata temu Tomasz Tobiański z pomocą wiernej drużyny zdecydował się na jego organizację, że zmierzył się z przygotowaniem dystansu wszystkich dystansów, biegiem wszystkich biegów.

Szanuję TCZEWSKI maraton, mimo że jest... wyjątkowo wredny:
- pogoda jaka mu towarzyszy przysparza dodatkowych cierpień: biegamy często pod wiatr - w tym roku to już była totalna anomalia wietrzna: jakimś cudem (synoptycy nazwali to układem barycznym o imieniu "Jarosław", naprawdę, i to chyba wszystko wyjaśnia) biegliśmy pod wiatr zarówno z Tczewa do Walichnów, (czyli z północy na południe) jak i w drodze powrotnej, dokładnie tą samą drogą (z południa na północ), wiatr zmienił kierunek w trakcie naszej imprezy!
- do tego wymyślne połączenie startu maratonu i półmaratonu sprawia, że prawie wszyscy półmaratończycy (wypuszczeni do boju dwie godziny po nas, dokładnie w połowie naszej trasy) mijają takiego jak ja łatwo, bezwzględnie i... poklepują z "życzliwością". Od tego poklepywania bolą mnie zawsze plecy i cierpi duma.

Wczoraj pobiegłem w nim po raz trzeci. Wiedziałem co mnie czeka, a mimo to.
Dlaczego?
- dlatego, że słowny jestem. Po niesamowitym pierwszym (orkan "Grzegorz" i takie tam), w trakcie maratońskiego bankietu, będąc zaledwie po jednym browarku, oznajmiłem (przy świadkach niestety), że zdobędę "Koronę maratonu tczewskiego". A cóż to takiego? zapytało przytomnie kilku biesiadników. To kochani jest takie trofeum, które należy się za pokonanie pięciu tczewskich maratonów w sześciu edycjach - wyjaśniłem (że też się wtedy nie ugryzłem w język i musiałem palnąć taką ciekawostkę). Słysząc to Tomek natychmiast wyciągnął łapę do mnie i nakazał przypieczętować przyrzeczenie męskim uściskiem dłoni (a ma chłop ścisk, że soki w paluchach puszczają). Stało się - zawarliśmy pakt. Zostały mi jeszcze dwa - znaczy - maratony, palce mam wszystkie Puszcza oczko

- dlatego również, że ma fajną ceremonię nagrodowo-loteryjną. Naprawdę niezwykłą. Prowadzący robi niezłe show. Do tego atrakcyjnych fantów do wylosowania przez uczestników biegu jest tyle, że prawie każdemu coś się trafi. Jak tu się nie pokusić? No i poszczęściło się - czeka mnie masaż relaksacyjny dla dwojga w eleganckim hotelu ALMOND, Gdańsk Śmiech

Wracając do samego biegu - wczoraj to była dobrze znana mi klasyczna "Tragedia niemłodego maratończyka" w trzech aktach:
akt I "Euforia" (start - 25 km)
akt II "Niepokój" (26-36 km)
akt III "Znowu ***** mi nie wyszło!" (37 km - meta)
Chociaż niewiele brakowało, żeby akt III mógł mieć trochę bardziej pozytywny tytuł, ale w przewiane nogi dostałem takich kurcze kurczy, że dramatyzm był. Na mecie spiker (Karol Waruszewski) wypatrzył mnie i skomentował "tanecznym krokiem kończy maraton..."

O mnie już więcej nie napiszę - stare przysłowie ludowe mówi: "Jak się nie masz czym pochwalić w maratonie to chociaż pochwal innych".
To pochwalę - drużynę Biegającego Tczewa oczywiście.
Panie przodem:


Justyna Łuczak, 2. open! 3:35:27. O takim wyniku mogę pomarzyć. To był jej dopiero drugi maraton w życiu i taki poziom, i taki sukces! Ma papiery na szybkie maratony.

Anna Kwiatkowska, 4. open!, 1. w kategorii (30-39), 3:48:45 (rekord życiowy poprawiony o prawie pół godziny!). Towarzyszyłem dziewczynie w strefie 18-36 km - przez cały ten czas była podekscytowana, bardzo szczęśliwa, że łatwo jej się biegnie. Z takim entuzjazmem jest skazana na dalszy progres wynikowy.

Dorota Czechowska, 1. w kategorii (40-49), 4:09:21. Zawsze biegała z mężem - tym razem nie było komu chronić ją przed wiatrem i swoje odcierpiała.

Barbara Kruszyńska, 1. w kategorii (50+), 4:11:57. Charakterna. Nie miała prawa ukończyć tego biegu ponieważ w ostatnim tygodniu przed maratonem kilka dni gorączkowała, a ona osłabiona wystartowała, prawie pobiła życiówkę i wygrała kategorię.

Teraz panowie:


Piotr Brzozowski, 2. w kategorii (40-49), 3:18:18. Tak jak ja nie lubi maratonów, ale z innego powodu - nie ma czasu na solidne przygotowania, do tego lubi trenować krótko, za to mocno. Co by było gdyby zaczął lubić maratony?!

Wiesław Markowski, 3:38:46. Powoli wraca do dawnej formy i nastawienia - lubi się styrać.

Jarosław Gurbowicz, 3:38:54. Utramaratończyk. Nie robi specjalistycznych treningów pod maraton a o mały figiel pobiegłby życiówkę - wiaterek, imiennik "Jarosław" nie pozwolił.

Dawid Czechowski, 3:39:27 - tym razem urwał się spod kurateli małżonki i... zaszalał - życiówka 16 minutowa pękła

Krzysztof Koszyk, 3:46:15. Ostatnio mało trenuje bieganie, ale sporo kręci na rowerku - to pomaga, nóżka podaje

Stanisław Ćwikliński (63), 3:58:15. To był jego debiut, mimo że nie biegł do tej pory ani razy półmaratonu! Jest naprawdę szybki na 5 i 10 km dlatego w podobnym tempie zaczął maraton - no nikt mu nie powiedział, że tak się nie robi. Ale już wie co i jak - ścianeczka była Niezdecydowanie


Krzysztof Aleksandrowicz (58), 4:19:26. Solenizant. Ultramaratończyk typu bieg 100 mil, 24 godziny itp. W zeszłym roku życiówka i zadowolenie, w tym pół godziny wolniej i też bardzo zadowolony - czerpie radość z biegania

Joseph King Ostrowski, 4:36:27. Bardzo solidnie, bardzo optymistycznie, positive reggae

Piotr Tomczyk, 4:40:17 (życiówka 3:16:26). Najbardziej pokiereszowany z nas, najbardziej pokurczony mięśniowo, a mimo to - najbardziej zdeterminowany, ukończył tczewski maraton - a nie musiał, podwózka była do dyspozycji

Jeszcze tylko wspomnę, że na mecie - jak zawsze - smaczna zupka była i inne konfitury,
"a o alkoholu znowu zapomnieli"

komunikat:

http://maraton.tczew.pl/3/komunikat.pdf

wyniki maratonu:

http://maraton.tczew.pl/3/wyniki.pdf

zdjącia:

 

http://maraton.tczew.pl/3/galeria/1/

 ps. od Marcina : relacja uzupełniona przeze mnie zdjęciami niezawodnego Domelonzo, mam nadzieją Sław że niemasz mi za złe ;)